Od autorki: Mamy pierwszy rozdział! Proszę o komentarze z opinią to bardzo ważne bo nie wiem czy warto pisać jeśli nikomu nie będzie się podobać.
Twittery bohaterów proszę o Obserwacje
Nancy_Porter_
Harry Styles
Marcel Styles
Ptaki nawoływały się w ciszy wczesnego poranka w Dolinie Aleksander.
Słońce wznosiło się wolno nad wzgórzami, rozpościerając złociste palce
na niebie, które w jednej chwili stało się niemal purpurowe. Liście
drzew szeleściły lekko, poruszane słabym wietrzykiem. Nancy stała bez
ruchu na wilgotnej trawie, obserwując jasne niebo, eksplodujące
migotliwymi barwami. Na krótką chwilę ptaki przestały śpiewać ,jakby im
też piękno doliny odebrało głos. Wokół ciągnęły się żyzne pola, otoczone
wzniosłymi wzgórzami, na których pasło się bydło. Ranczo jej ojca
liczyło osiemdziesiąt hektarów; na urodzajnej glebie uprawiano
kukurydzę, orzechy włoskie i winorośl, a hodowla bydła przyniosła
dodatkowe zyski. Ranczo Porterów od stuleci było dochodowe, ale Nancy
kochała je nie za to, co przyniosło, ale za to jakie było. Wydawało się
,że wiedzie bezgłośny dialog z duchami, z których obecności tylko ona
zdawała sobie sprawę. Obserwowała jak wysoka trawa kołysze się lekko na
wietrze, i czuła ciepło promieni słonecznych, padających jej włosy
koloru pszenicy. Zaczęła cicho śpiewać.
Miała oczy barwy letniego
nieba. Nagle skierowała się biegiem w stronę rzeki, wilgotna murawa
uginała się pod jej stopami. Usiadła na gładkiej, szarej skale czując
lodowatą wodę, zalewającą jej stopy, i przyglądała się wschodzącemu
słońcu. Lubiła obserwować wschód słońca, lubiła biec przez pola, lubiła
po prostu być tu, rozkoszować się młodością i swobodą, żyć w zgodzie z
sobą i przyrodą. Lubiła siedzieć w takie ciche ranki i śpiewać, jej
dźwięczny głos niósł się wkoło ,olśniewający także i bez akompaniamentu
instrumentów. W tym śpiewie, który słyszał tylko Bóg, było coś
nieziemskiego.
Na ranczu pracowało wielu ludzi
,doglądających bydła, Meksykanów, uprawiających kukurydzę i winną
latorośl. Nad wszystkim czuwał ojciec, Tad Porter -nikt nie kochał tej
ziemi tak bardzo, jak on i Nancy. Jej brat Christian pomagał w
gospodarstwie po szkole, ale w wieku szesnastu lat był bardziej
zainteresowany pożyczaniem furgonetki i wypadami z przyjaciółmi do Napa,
odległego pięćdziesiąt minut jazdy od Jim Town. Był przystojnym
młodzieńcem, ciemnowłosym jak ojciec, i miał do poskramiania dzikich
koni. Dziś był dzień ślubu Moly, starszej siostry Nancy.
Matka i
babka już się krzątały w kuchni. Słyszała je, kiedy wymykała się z domu,
by obejrzeć wschód słońca nad górami. Dziewczyna weszła do wody. Stopy
jej ścierpły ,a skóra na kolanach zaczęła szczypać. Roześmiała się na
głos, ściągnęła przez głowę cienką, bawełnianą koszulę nocną i rzuciła
ją na brzeg. Wiedziała ,że nikt jej nie obserwuje, jak stoi wdzięcznie w
strumieniu, zupełnie nieświadoma swej niezwykłej urody, niczym młoda
Wenus, wynurzająca się z rzeki. Kiedy tak stała, jedną ręką
przytrzymując na czubku ,długie jasnoblond włosy ,a lodowata woda
opływała jej zgrabną postać, można ją było z daleka wziąć za kobietę.
Tylko ci, którzy dobrze znali Nancy ,wiedzieli ,że jest jeszcze
dzieckiem. Obcym wydawała się dojrzałą osiemnastoletnią lub
dwudziestoletnią kobietą o kształtnej figurze, jakby wyrzeźbionej z
bladoróżowego marmuru, i i ogromnych niebieskich oczach. Nie była
jeszcze kobietą lecz niespełna piętnastoletnim podlotkiem. Roześmiała
się sama do siebie na myśl o tym ,że jej szukają. Na pewno już przyszły
do pokoju zbudzić ją , żeby pomogła w kuchni. Nancy wyobrażała sobie
wściekłość swojej siostry i bezzębną babkę, cmokającą z bezsilnej
złości. Jak zwykle im się wymknęła. Często uciekała przed nudnymi
obowiązkami, by biegać swobodnie po całym ranczu, włóczyć się po
pastwiskach i lasach podczas zimowych deszczów, lub śpiewając jeździć na
oklep na koniu hen ,za wzgórza, do tajemniczych miejsc, które odkryła
podczas długich spacerów z ojcem. Tutaj się urodziła i pewnego dnia
,kiedy będzie taka stara jak babcia Crystal, a może jeszcze starsza,
tutaj umrze. Kochała to ranczo i tą dolinę całą duszą. Odziedziczyła po
ojcu umiłowanie ziemi ,żyznych pul i zielonych pastwisk. Ujrzała w
pobliżu sarnę i uśmiechnęła się łagodnie. W świcie Nancy nie było
wrogów, niebezpieczeństw, tajemnych lęków. Tu miała swoje miejsce i ani
na moment nie wątpiła ,że jest tu bezpieczna.
Spojrzała na słońce, sunące coraz wyżej po niebie i wolno wolno wróciła
na brzeg. Z łatwością wspięła się na skały, na których leżała koszula
nocna. Wciągnęła ją przez głowę, materiał przylgnął do wilgotnej skóry.
Burza włosów opadła na ramiona dziewczyny. Nancy wiedziała,że czas
wracać bo o tej porze wszyscy będą już wściekli. Matka na pewno się
poskarżyła ojcu. A przecież wczoraj Nancy pomagała przy pieczeniu
dwudziestu czterech szarlotek, zrobiła chleb, sprawiła kurczaki, pomogła
przy gotowaniu siedmiu szynek i nadziewaniu dojrzałych pomidorów
bazylią i orzechami włoskimi. Wykonała przypadającą na nią część
obowiązków i wiedziała,że nie zostało już nic do zrobienia. Mogli się
tylko denerwować, wchodzić sobie nawzajem w drogę i słuchać, jak Moly
wydziera się na brata.. Miała masę czasu, by wziąć prysznic , ubrać się i
na jedenastą zdążyć do kościoła. Nie była potrzebna, tylko im się
zdawało ,że jej potrzebują. Wolała włóczyć się po polach i brodzić w
strumieniu w porannym słońcu. Powietrze nagrzało się i wietrzyk ucichł.
Zapowiadał się piękny dzień.
W oddali ujrzała dom i usłyszała głos babki , nawołującej ją głośno z ganku.
-Nannnn...cyyyyy..!
Wydawało
się ,że jej imię rozbrzmiewa zewsząd. Roześmiała się i pobiegła w
stronę domu. Przypominała długonogie dziecko z rozwianymi włosami.
-Nancy!
Kiedy dobiegła do domu, babka wciąż stała na ganku. Babcia Crystal
miała na sobie czarną sukienkę, którą zawsze wkładała ,gdy robiła coś w
kuchni i czysty biały fartuch. Na widok Nancy, biegnącej w podskokach w
białej, bawełnianej koszuli nocnej, oślepiającej figurę dziewczyny
,zacisnęła ze złości usta. W tej dziewczynie nie dało się znaleźć nic
sztucznego, żadnej kokieterii, tylko olśniewającą urodę, której była
nieświadoma. Wciąż pozostawała dzieckiem i nie zdawała sobie sprawy z
tego, co to znaczy być kobietą.
-Nancy! Jak ty wyglądasz ?! Przez
tę koszulę wszystko widać! Nie jesteś już dzieckiem! Co by się stało,
gdyby cię ktoś zobaczył ?
-Babciu, przecież dziś sobota...nikogo nie ma. -Uśmiechnęła się szczerze do staruszki, nie okazując zakłopotania ani skruchy.
-Jak
ci nie wstyd. Powinnaś się teraz szykować na ślub swej siostry-
mruknęła z dezaprobatą babka, wycierając ręce w fartuch.-Biegasz jak
dzikus o wschodzie słońca, a tu tymczasem tyle roboty. Chodź pomożesz
matce.
Nancy uśmiechnęła się i wbiegła na szeroki
ganek, z którego wślizgnęła się przez okno do swojej sypialni. Babka
zatrzasnęła drzwi i poszła pomagać córce.
Nancy przez chwilę stała bez ruchu w swoim pokoju, nucąc sobie cicho, potem ściągnęła koszulę nocną i
rzuciła ją w kąt. Spojrzała na prostą, białą bawełnianą sukienkę z
bufiastymi rękawami, i małym koronkowym kołnierzykiem, którą miała
włożyć na ślub Moly. Matka wybrała dla Nancy możliwie najprostszy fason,
bez falbanek, bez żadnych ozdóbek, które mogłyby podkreślić
olśniewającą urodę dziewczyny. Była to dzienna sukieneczka, ale Nancy to
nie przeszkadzało. Przyda się później na wyjście do kościoła. Kupili
jej w Napa skromne, białe pantofelki, a ojciec przywiózł z San Francisco
parę nylonowych pończoch. Babce bardzo się to nie spodobało ,a matka
powiedziała ,że Nancy jest jeszcze za młoda ,by nosić nylony.
-Przecież
to jeszcze dziecko, Tad - Victorię zawsze irytowało to ,że tak
rozpieszcza ich najmłodszą córkę. Za każdym razem przywoził jej z Napa i
San Francisco jakieś drobiazgi lub coś orginalnego do ubrania.
-Będzie się w nich czuła wyjątkowo.
Ubóstwiał
Nancy od dni jej narodzin, ilekroć na nią spojrzał, czuł bolesne
ukłucie w sercu. Jego mała dziewczynka miała aureolę jasnych włosów i zawsze patrzyła prosto w oczy, jakby miała mu do powiedzenia coś niezwykłego. Spoglądała na świat rozmarzonym wzrokiem i było w niej coś wyjątkowego, co sprawiało, że wszyscy zatrzymywali się i przyglądali się jej oniemiali.
Zawsze skupiała na sobie wzrok ludzi. Coś ich do niej przyciągało, coś więcej niż jej
wyjątkowa uroda. Niepodobna do nikogo z rodziny, jedyna w swoim rodzaju - była niczym
muzyka dla duszy ojca, nieskazitelna i świetlista jak kryształ. To on wybrał dla swej córeczki imię, kiedy ujrzał ją po raz pierwszy spoczywającą w ramionach Victorii w kilka chwil po narodzeniu. Imię pasowało idealnie do jej błyszczących, wyrazistych oczu i miękkich, jasnych włosów. Nawet rówieśnicy, z którymi się bawiła, wyczuwali, że Nancy jest kimś wyjątkowym, że w jakiś nieuchwytny sposób różni się od
pozostałych dzieci - była swobodniejsza, pogodniejsza i szczęśliwsza od nich. Nigdy nie poddawała się całkowicie nakazom i ograniczeniom, nakładanym na nią przez nerwową,wiecznie narzekającą matkę, starszą siostrę o wiele od niej brzydszą, brata, dokuczającego jej
bezlitośnie, czy nawet przez surową babkę która wprowadziła się do nich po śmierci dziadka Klausa, kiedy Nancy miała siedem lat. Tylko ojciec zdawał się ją rozumieć, tylko on wiedział, że jest niezwykła, niczym jakiś rzadki ptak, któremu od czasu do czasu trzeba
pozwolić swobodnie polatać, by mógł wznieść się ponad przeciętność. Dostał Nancy w darze prosto z rąk Boga i dla niej zawsze robił wyjątki, łamał zasady, obsypywał ją drobnymi
upominkami, ku niezadowoleniu innych.
Nancy! - rozległ się za drzwiami pokoju ostry głos matki.
Dzieliła ten pokój z Moly przez prawie piętnaście lat. Zanim zdążyła odpowiedzieć,
drzwi otworzyły się i w progu stanęła Victoria Porter, spoglądając na córkę z nerwową
dezaprobatą.
- Czemu jesteś nago?
Nancy była piękna, a Victoria nie lubiła myśleć o tym, że jej córka, choć patrzyła na
świat oczami niewinnego dziecka, jest już dojrzałą kobietą. Dziewczynka odwróciła się do
matki, ubranej w suknię z niebieskiego jedwabiu i czysty biały fartuch, taki sam, jaki miała
babcia Crystal.
- Włóż coś na siebie! Twój ojciec i brat już wstali! - Obrzuciła ją surowym
spojrzeniem i zamknęła za sobą drzwi, jakby już czekali w progu, pragnąc ujrzeć obnażone,
młode ciało Nancy. Ojciec, gdyby ją zobaczył, zachwyciłby się, zdumiony jej kobiecością, a
Jim, jak zawsze, pozostałby obojętny na niezwykłą urodę siostry.
- Och, mamusiu... - Dziewczynka wiedziała, że matka wpadłaby w gniew, gdyby
ujrzała ją stojącą nago w strumieniu. - Przecież tu nie wejdą. - Uśmiechnęła się, wzruszając
ramionami. Victoria zaczęła ją besztać.
- Nie wiesz, ile jeszcze mamy roboty? Twojej siostrze trzeba pomóc się ubrać. Babcia
nie poradzi sobie sama z dzieleniem indyka i krojeniem szynek. Czemu nigdy nie można na
ciebie liczyć, Nancy Porter? - Obie wiedziały, że to nieprawda, Nancy nie była leniwa, ale nie lubiła zajęć domowych.
Po mszy ,która odbyła się w kościele wszyscy udali się na ranczo by świętować. Przyjechała cała rodzina z każdego zakątku Ameryki oraz parę osób z Anglii. Mąż Moly pochodzi z małego miasteczka położonego w Wielkiej Brytanii. Jest on przystojnym brunetem o niebieskich oczach i małym nosie. Nancy zawsze uważała ,że ów chłopak jest uroczy i bardzo pasuje do Moly. Mówiła im zawsze ,że dopełniają się wzajemnie.
Nancy widząc siostrę tańczącą z Louisem uśmiechnęła się szeroko. Cieszyła się ze szczęścia najbliższych. Najbardziej bolało ją to ,że jej ukochana siostrzyczka nie będzie mieszkała wraz z nią i resztą rodziny tylko ze swoim mężem. Dziewczyna ufała Louisowi i wiedziała ,że chłopak nie skrzywdzi w żaden sposób jej siostry lecz nie chciała ,żeby wyjeżdżała do Doncaster.
-Yyy...przepraszam czy zechcesz ze mną zatańczyć ? -odwróciła się natychmiastowo w stronę przyjemnego głosu -Jeśli nie to nie ma sprawy......-wyjąkał chłopak w wielkich okularach.
Nancy uśmiechnęła się do niego i pokiwała twierdząco głową.
O Jezu! *.* Jaki ogromny talent... Piszesz zawodowo.. ♥
OdpowiedzUsuńxx. Niarry
Świetnie ! Już nie mogę doczekać się następnego rozdziału *.*
OdpowiedzUsuńo jejku jejku, jejku jejku! Cudowne opisy, wprost nadzwyczajne. No i fabuła, jak świetnie to wszystko pisałaś, to co się dzieje, jak wszystko wygląda. Jakbym widziała to wszystko przed swoimi oczyma. Potwierdzam piszesz zawodowo, z pewnością.
OdpowiedzUsuńTak bardzo spodobał mi się Twój rozdział, że jak tylko zaczęłam robić nominacje do Liebsten Adwards, to pomyślałam o tobie. Dodaje się do obserwujących, postaram się nie zapomnieć i udostępnić Twojego bloga na moim :)
Zostałaś nominowana do Liebsten Adwards. Zajrzyj tutaj po więcej informacji :)
http://serce-pokonanej-przez-wspomnienia.blogspot.com/p/nominacja-do-liebsten-awards-jest.html
To coś w stylu wyróżnienia i promowania bloga :)
Cudowne, piszesz fenomenalnie! Z niecierpliwością czekam na następny rozdział :)
OdpowiedzUsuńPiszesz wspaniale,wszystkie zdania wyjete jakby z książki a nawet lepiej teraz co sobie mysle:boze niech to opowiadanie sie NIGDY nie skończy ,choć to dopiero pierwszy rozdział*.*
OdpowiedzUsuńO booże *. *
OdpowiedzUsuńGenialne
Świetne <333 Kiedy Następny?
OdpowiedzUsuńJesteś fenomenalna!
OdpowiedzUsuńOpisy są tak cholernie wiarygodne i kiedy tylko zamknę oczy wyobrażam sobie to nieziemskie ranczo.
Cóż nie wiem co więcej napisać. .. brak mi słów :D Czy jest możliwość byś powiadamiała mnie w jakiś sposób o nowych rozdziałach? :)
Pozdrawiam, @forangelstodiee <3
~Honey~
OdpowiedzUsuńNiespodziewane spotkanie na ulicach Londynu. Samochód Demi ociera o auto Harry'ego Styles'a. Szefa dużej gangsty w Anglii.
Za cel wybrał sobie właśnie ją. Caroline Demi zostaje uprowadzona do jego domu. Tam panują dość rygorystyczne zasady, jednak nigdy nie podniósł na nią ręki.
Kolizja dwóch odmiennych charakterów, przemieni się w kłótnie. Częste awantury i ucieczki.
Jak się to zakończy?
http://psychologist-fanfiction.blogspot.com/
~Fifty Shades of Tomlinson~
Niebieskie oczy, które zakryło pożądanie. Nic więcej się nie liczyło, oprócz seksu.
Ona była niewinną dziewczyną poznającą Nowy York i spotkała Jego.
Nie rezygnowała. Brnęła w znajomość, którą spowijała tajemnica.
Była zobowiązana przestrzegać reguł. Ale czy stała się uległą?
http://shades-of-tomlinson-fanfiction.blogspot.com/